PRAKTYKI W PORTUGALII

Dwudziestu czterech uczniów klas 2 i 3 technikum weterynarii na przełomie listopada i grudnia wyjechało na praktyki zawodowe do Barcelos w Portugalii. Oto relacja oraz zdjęcia z ich pobytu.

Tydzień 1:
Nasza przygoda rozpoczęła się nad ranem w niedzielę 24go Listopada. Wyruszyliśmy busem do Krakowa i w zaledwie 1,5 godz. byliśmy na lotnisku w Balicach. Mimo niewyspania, młodzież była podekscytowana nadchodzącym lotem. Emocje nie opuszczały zwłaszcza tych, którzy mieli wsiąść do samolotu po raz pierwszy w życiu.

Po krótkim oczekiwaniu w hali odlotów, weszliśmy na pokład samolotu. Wraz ze startem rozpoczął się najbardziej emocjonujący etap naszej podróży. Strach mieszał się z zachwytem a śmiech nawet i ze łzami J Uczniowie przyklejeni do szyb podziwiali wschód słońca wciąż nie dowierzając w to co się dzieje.

Po ponad półtoragodzinnym locie wylądowaliśmy we Frankfurcie, gdzie czekała nas przesiadka. Lotnisko to jest największym portem w Niemczech, więc mieliśmy trochę obaw czy się tam odnajdziemy. Okazało się jednak, że miejsce to jest znakomicie oznakowane i mimo, droga do naszej bramki była dość długa, dotarliśmy na miejsce przed czasem.

Lot do Porto przebiegł spokojnie, a na miejscu powitała nas nasza opiekunka, pani Sylwia z programu EduPlus, która zaskoczyła każdego małym prezentem powitalnym (napój, pomarańcza i słodkości) oraz zaprowadziła do autokaru, który zabrał nas do miejscowości, gdzie mieliśmy spędzić dwa tygodnie – Barcelos.

Po przyjeździe zaproszono nas na lunch a potem rozlokowaliśmy się w hostelu. Miejsce to będzie naszym domem przez następne dwa tygodnie, więc tym bardziej ucieszyliśmy się, że warunki są bardzo dobre, a obsługa bardzo miła i pomocna. No i co najważniejsze, jest stały i darmowy dostęp do szybkiego Internetu! Uffff. Uczniowie szybko się zaaklimatyzowali, a po odpoczynku pojechaliśmy na kolację. Potem część młodzieży została w hostelu a część poszła zwiedzić portugalską Biedronkę, która tutaj nazywa się Pingo Doce. Zaopatrzeni z chipsy i colę oraz TV z Netflixem  relaksowali się przed pójściem spać.

W pierwszym dniu praktyk uczniowie poznali swoich pracodawców i spędzili czas na zapoznaniu się z miejscem pracy oraz obowiązkami, które będą wypełniać. Klasa 2TW zwiedziła tzw. kinty, czyli farmy, a klasa 3TW kliniki weterynaryjne. Pomimo początkowej niepewności i lekkiego stresu okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się martwili, bo Portugalczycy przyjęli ich bardzo dobrze.

Po obiedzie nasi opiekunowie zabrali nas na przechadzkę po urokliwym Barcelos, które dzięki wielu zabytkom, wąskim, krętym uliczkom i pięknym widokom bardzo nam przypadło do gustu. Zobaczyliśmy najważniejsze zabytki, poznaliśmy legendę związaną ze sławnym kogutem – symbolem Barcelos i całej Portugalii oraz zahaczyliśmy o kilka sklepów z promocjami. Niektórzy już nawet zdążyli zakupić pamiątki.

Po powrocie i krótkim odpoczynku poszliśmy na kolację a potem relaksowaliśmy się w hostelu. Jutro czeka nas kolejny dzień pełen wrażeń, który 2TW rozpocznie już o 6 rano.

Wtorek – Już od rana pierwszy mały sukces: nikt nie zaspał, wszyscy punktualnie stawili się na busa. Klasa druga pojechała na farmy, a trzecia jeszcze mogła pospać, na spokojnie zjeść śniadanie i dopiero 3 godziny później rozpocząć pracę w klinikach. Część uczniów ze starszej grupy jadła lunch przy miejscu pracy a część razem z klasą pierwszą przyjechała na posiłek do Barcelos.

A po pracy relaks i znów na tzw. miasto; zjeść coś dobrego, popodziwiać okolicę, popstrykać fotki. Ogólnie, ciężko jest 🙂

Późnym wieczorem kilka dziewczyn z kl.3ciej urządziło w pokoju spontaniczny konkurs polskiej piosenki, ale chyba nie wyłoniono zwycięzcy, gdyż został on przedwcześnie przerwany przez opiekunów. Obstawiam jednak wykonawczynię „Szła dzieweczka do laseczka..”

Pogoda nam się trochę popsuła, jest więcej deszczu, ale Internet twierdzi, że to jeszcze tylko dziś i jutro, więc się nie martwimy.

Środa – Dzisiaj dzień wyglądał bardzo podobnie. Jedynym odstępstwem była wizyta w cukierni (tzw. Pastelaria), gdzie spróbowaliśmy tradycyjnego portugalskiego wypieku Pastéis de nata, czyli babeczek budyniowych z ciasta francuskiego. Pycha!

Czwartek i piątek – W te dwa dni my, opiekunowie – nauczyciele, odwiedzaliśmy naszą młodzież w miejscach pracy. Najpierw objechaliśmy kliniki, a potem, w drodze powrotnej farmy. Pracodawcy byli bardzo zadowoleni z uczniów, podkreślali ich pracowitość oraz umiejętności. Niektórzy już  się z nimi zżyli i traktują, jakby znali się od dawna. Portugalczycy to bardzo otwarci i przyjaźni ludzie, bardzo łatwo ich polubić i nawiązać pozytywne relacje. Jedna z pań pracodawczyń powiedziała nam, że traktuje naszych uczniów jak swoje dzieci, bo kiedy jej własne gdzieś wyjadą, to ona chciałaby, żeby i one też były tak traktowane. Bardzo to miłe, prawda? 🙂

Piątek zakończyliśmy wieczornym wyjściem do pralni samoobsługowej. Zwłaszcza uczniowie pracujący na farmach bardzo już tego potrzebowali J I tam znowu spotkaliśmy się z przyjazną interakcją – siedząca tam pani pomogła nam się odnaleźć, pokazała po kolei co i jak, cierpliwie, cały czas się uśmiechając, po czym wyciągnęła swoje pranie, pomachała nam i wyszła. Myśleliśmy, że tam pracuje, a to była klientka pralni, przyjazna pani Portugalka.

Bardzo szybko nam minął ten tydzień pracy. Przed nami ekscytujący weekend! W sobotę dwa miasta: Braga i Guimarães, a w niedzielę: Porto.

Sobota – Nasza wycieczka do Bragi zaczęła się o 9tej. Pani przewodnik odebrała nas z hostelu i zaprowadziła do autokaru, który zabrał nas do Bragi, pod sanktuarium maryjne Sameiro. Pogoda była dość złowieszcza – mgła i lekki deszcz. Ciężko nam było wyobrazić sobie te piękne widoki na miasto, ale od czego jest Internet…Na szczęście mgła trochę opadła i coś tam udało się zobaczyć. W niezbyt optymistycznych nastrojach zapakowaliśmy się do autokaru i ruszyliśmy do kolejnego sanktuarium, Bom Jesus do Monte. Miejsce to składa się z kościoła oraz mini parku z pięknymi ogrodami i drzewami. Mimo, że to zima, wszechobecna soczysta zieleń wynagradza brak kwiatów i nadaje temu miejscu niepowtarzalny klimat. Tutaj też znajdują się słynne, blisko 116 metrowe monumentalne barokowo-rokokowe schody, które są jednym z najpopularniejszych widoków z Portugalii. Szczęście się do nas uśmiechnęło i wyszło słońce! No, teraz to można zwiedzać i robić zdjęcia, zwłaszcza kiedy są takie widoki na całą Bragę. Naklikaliśmy więc zdjęć, zeszliśmy schodami w dół i pojechaliśmy na obiad a potem do centrum Bragi zwiedzać jej urocze uliczki i kupować magnesy na lodówkę oraz kubki, kartki i inne pamiątki, które są tutaj naprawdę przecudne.

Guimarães również zrobiło na nas duże wrażenie. Fajnie było zwiedzić ruiny zamku z X wieku, który pierwotnie był twierdzą, chroniącą mieszkańców miasta przed atakami Maurów i Normanów, a od XII wieku budowla została pierwszą siedzibą portugalskich królów. Bardzo podobało się nam też stare miasto, ze swoimi wąziutkimi brukowanymi uliczkami i uroczymi kamieniczkami oraz małymi kolorowymi sklepikami z rękodziełem i tutejszymi wyrobami spożywczymi. Obydwa miasta godne polecenia!

Niedziela 01.12 – Kierunek – Porto! Dzień powitał nas słoneczną i bezchmurną pogodą. Tak jak wczoraj, rozpoczęliśmy naszą wycieczkę o 9tej. Podróż autokarem minęła szybko, bo to tylko 60km, z czego znaczną większość pokonaliśmy jadąc autostradą. Pierwszy przystanek – ocean. Było pięknie…moglibyśmy tam zostać cały dzień. Szeroka plaża, bezkres wody, słońce, wiatr, po prostu super. Co ciekawe, pierwsze słowa zachwytu od naszych uczniów weterynarii po wyjściu z autokaru nie padły pod adresem tych cudów natury: „O, jaaaa, patrzcie jakie cudne pieski!” J Tak, psy w Portugalii mają wstęp na plaże; biegają lub spacerują razem z właścicielami, są bardzo przyjazne i wszystkie „takie słodkie”, co oczywiście zostało uwiecznione chyba na wszystkich telefonach.

Bardzo podobał nam się też widok ludzi grających w piłkę na plaży, a także całych rodzin w piankach i z deskami surfingowymi pod pachą. Taki niedzielny relaks 1go grudnia. Bardzo możliwe, że u nas w tym czasie całe rodziny odśnieżały podjazdy i samochody. Niektórzy z nas po raz pierwszy byli nad oceanem, a niektórzy nie zdążywszy uciec przed falami, w oceanie. Te kilkadziesiąt minut wprawiło nas w świetny nastrój przed dalszym zwiedzaniem.

Kiedy przemierzaliśmy Porto drogą wzdłuż oceanu a potem rzeki Duoro, uderzyło nas, jak wielu ludzi tutaj, oprócz grania w piłkę i surfingu, uprawia jogging, jeździ na rowerze czy pływa kajakiem. Zwłaszcza bieganie jest bardzo popularne; bez względu na wiek, samotnie, w parach, w małych i dużych grupkach. Niektórzy nasi uczniowie poczuli się zainspirowani.

Porto to piękne miasto, wszystko nam się tam podobało. No, może oprócz cen J Płynąc łódką po rzece Duoro, mogliśmy podziwiać obydwa jej pagórkowate i skaliste brzegi, jakby oblepione malowniczymi kamieniczkami. Przepływaliśmy też pod kilkoma mostami, z których najsłynniejszy to most Ludwika I (po portugasku Ponte de D. Luis), który zaprojektował uczeń Gustave Eiffla, Teofilo Seyrig. Mieliśmy też okazję przespacerować się obydwoma poziomami tej niesamowitej metalowej konstrukcji. Naprawdę robi wrażenie, zwłaszcza z samej góry.

Porto kojarzy się oczywiście z winem, więc na trasie naszej wycieczki nie mogło zabraknąć Porto Cruz, gdzie mogliśmy spróbować wybranego rodzaju wina, a także zakupić butelkę czy dwie tego trunku (dla rodziców) J Niestety piwnice na zimę są zamykane dla zwiedzających i nie mieliśmy okazji zobaczyć na żywo tych rzędów beczek, gdzie porto dojrzewa.

Rejs i wino wzmogły nasz apetyt, więc ochoczo udaliśmy się do pobliskiej restauracji na obiad. Kelnerzy okazali się bardzo zabawni i chętnie używali polskich słów, jak „witam”, „dzień dobry”, „dziękuję”, „proszę”, a na koniec nawet „dobranoc”. Było smacznie i śmiesznie – bardzo dobre połączenie.

W Porto obejrzeliśmy też dworzec kolejowy Porto-São Bento, który słynie z tego, że wewnątrz praktycznie cały hol wyłożony jest płytkami Azulejos tworzącymi jakby malowidła przedstawiające historię Portugalii. Płytki Azulejos są wszechobecne w północnej części kraju, a zwłaszcza w Porto zdobią fasady większości budynków układając się w piękne kolorowe wzory.

Wizytę w tym pięknym mieście zakończyliśmy na placu w centrum, gdzie można było kupić pamiątkę, napić się kawy, zjeść coś i zrobić zdjęcie z obleganym przez turystów wielkim napisem „Porto”. Byliśmy zmęczeni, ale trochę nam było szkoda wyjeżdżać. Wielu z nas będzie chciało jeszcze kiedyś tam wrócić.

Tydzień 2:
Po takim weekendzie ciężko było wstać do pracy, o czym przekonali się zwłaszcza młodsi chłopcy. Odkryli oni jednak, że kiedy budzik nie zadzwoni, odpowiednio zmotywowany człowiek jest w stanie wyzbierać się w jakieś 3-4 minuty.

Po weekendzie było troszkę więcej pracy, ale naszym uczniom praca nie straszna, więc dali sobie radę. Niektóre uczennice z klinik były wręcz zawiedzione, że nie mogą zostać dłużej i ominąć kolacji, bo akurat przybyło nowych, ciekawych przypadków chorych psów.

Podobnie było we wtorek, z tą różnicą, że po obiedzie wybraliśmy się na spacer po mieście. Pogoda dopisywała, więc przyjemnie było powystawiać buzie do słońca, dokupić magnesów (tego nigdy za wiele) i tradycyjnie zjeść pastel de nata.

W połowie tygodnia zaczęło do nas powoli dochodzić, że to już prawie koniec naszej portugalskiej przygody. Za dwa dni ostatni raz uczniowie pojadą do swoich pracodawców, zjemy ostatni posiłek w naszej ulubionej restauracji Petiscos Da Ruela, że już o pastelach nie wspomnę. Póki co, korzystamy z ładnej pogody, doceniając to, że zima dotknie nas nieco później w tym roku. No i znowu obiecano nam wyjazd nad ocean! Plus niespodziankę.

We czwartek po śniadaniu spotkaliśmy się z naszym kierowcą/opiekunem Filipe, który zabrał nas do Bragi na miejsce naszej niespodzianki. Okazała się nią być ekologiczna farma edukacyjna, na której hoduje się zwierzęta oraz uprawia się rośliny, a wszystko po to, by szerzyć wiedzę (zwłaszcza wśród najmłodszych) odnośnie pochodzenia żywności. Fajnie było zobaczyć i dotknąć tamtejsze zwierzaki, ale też niewystępujące nigdzie u nas rośliny, jak bawełnę i trzcinę cukrową. Dowiedzieliśmy się też kilku ciekawych rzeczy o faunie Portugalii, np. tego, że ich rząd dokłada starań by odnowić populację wymarłych tam zwierząt, takich jak niedźwiedzie czy wilki. Z kozami górskimi już się udało.

Zwiedziwszy farmę, pojechaliśmy na plażę do miejscowości Esposende, ok. 20 min drogi od Barcelos. Spędziliśmy nad oceanem ponad godzinę, spacerując, robiąc zdjęcia, a także niechcący wpadając do wody J W odróżnieniu od plaży w Porto, nie było tu nikogo, domy znajdowały się za wysokimi wydmami, więc mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na kompletnym i dzikim odludziu. Było cudownie.

Piątek to ostatni dzień na farmach i w klinikach. Niektórzy uczniowie zdążyli się bardzo zżyć ze swoimi pracodawcami i było im bardzo przykro się z nimi żegnać. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że praktyki mogłyby trwać tydzień dłużej. Popołudniu zrobiliśmy ostatnie zakupy przed wyjazdem, a potem nastąpiło wielkie pakowanie, stresujące upychanie, domykanie i ważenie walizek. Wieczorem pani Sylwia, pan Adam oraz Filipe i Sara z EduPlus zorganizowali nam spotkanie. Wręczyli nam dyplomy i upominki pożegnalne, a także poczęstowali pożegnalnym tortem. Było nam bardzo miło i ponownie…trochę smutno.

W sobotę rano opuściliśmy Barcelos, a wczesnym popołudniem Portugalię. Polecieliśmy do Monachium, gdzie spędziliśmy kilka godzin na lotnisku czekając na lot do domu. Wydaliśmy ostatnie euro, pospaliśmy na fotelach, powspominaliśmy ostatnie dwa tygodnie. To był naprawdę fajny wyjazd i, mimo, że dobrze wrócić do domu, to niektórzy z nas już myślą kiedy by tu znowu odwiedzić okolice Porto i Bragi, choć na kilka dni.

 

Anna Włodarczyk

UDOGODNIENIA DLA NIEPEŁNOSPRAWNYCH